Rozdział 4.


,,Kochana Lizzy!
 Jeśli to czytasz, to prawdopodobnie są to moje ostatnie słowa, które kieruję do Ciebie. Ciekawe tylko, jak dane mi było odejść? Mam nadzieję, że mama zasłoniła Ci oczy w odpowiednim momencie, że nie słyszałaś armatniego huku. Chcę Ci tylko przekazać, że kocham Cię z całego serca i że zawsze będę z Tobą, ciałem czy też myślą, ale będę. Wspominam Twoje piękne, szare oczy, Twoje rude sprężynki, które uwielbiałam czesać w warkoczyki. Dbaj o siebie, siostrzyczko. Pamiętaj: musisz być dzielna, naucz się wyszywać i jedz owoce i warzywa. Słuchaj się rodziców. I, przede wszystkim, nawet nie próbuj płakać! Jeśli odeszłam z łukiem w ręku, to było to godne odejście, jakiego pragnęłam.
                                                                                                                                    Na zawsze Twoja.''                                          
                                                                                                                                                                                                Raz.

,,Najdroższa Gersi!
 Moja kochana siostrzyczko, wciąż mam przed oczami, jak na Dożynkach próbujesz mnie ratować. Teraz musi być już za późno, czyż nie? Huk armatni przekreślił te wysiłki. Zobaczysz mnie jeszcze, bo wrócę, może nawet będę miała kwiaty w rękach i zapewne upiększą mnie tak jak nigdy. Czy poznasz mnie jeszcze, kiedy przyjadę? Pamiętaj, żeby dbać o Lizzy, kiedy ja już nie mogę. Nie pozwól jej odejść na Igrzyska! Jeśli to będzie konieczne, połóż trupem cały Kapitol, ale nie pozwól jej odejść! Śpiewaj jej nocą, bo boi się ciemności. Uszyj mamie nową suknię, nie zdążyłam tego zrobić. Naucz tatę gotować, niech pomoże mamie.
                                                                                                                                            Kocham Cię!''
Dwa.

,Najdrożsi!
 Kreślę tylko kilka słów, bo serce rwie mi się na strzępy. Kocham Was bardzo i tęsknię za Waszym widokiem. Lekkim krokiem odeszłam na Igrzyska, ciężkim marszem powrócę. Zaopiekujcie się Gersi i Lizzy, bo będą Was bardzo potrzebować.
                                                                                                                                     Zawsze Wasza.''
                                                                                                                                                                                                                                    Trzy.

,, Przyjaciółki!
 Mam przed oczami nasze pierwsze spotkanie, Wasze uśmiechy, lśniące oczy, łzy pożegnania. Nawet nie wiecie, jak bardzo mi żal, że tak to się kończy. Jeszcze tak wiele miałam Wam do powiedzenia! Odchodzę dumna, że dane mi było Was poznać. Kocham!
                                                                                                                                                     Suz’’                                             
Cztery.

Adresuję koperty i zanoszę je Johannie do jej apartamentu. Bez słowa wciskam je w jej ręce i wychodzę bez wyjaśnień. Mam nadzieję, że zrozumie, bo jeśli spróbuję coś powiedzieć, z pewnością wybuchnę tym strasznym, gardłowym płaczem. Ale teraz mam już za sobą najtrudniejszy krok: pożegnałam się z domem.

***
  
 Drugi dzień treningu zaczynam od stanowiska z siekierami. Idzie mi dość zgrabnie: w naszym Dystrykcie każdy trzymał siekierę co najmniej kilkanaście razy. To ta broń okazała się zabójcza w drobnych dłoniach Johanny podczas jej Igrzysk. Ćwiczę jeszcze chwilę, żeby poprawić celność, i idę na walkę wręcz. Przydzielony mi awoks ma krótkie, jasne włosy i smutne oczy koloru orzechowego. Dostajemy stępione, wydłużone noże i ochronne stroje, po czym zaczynamy walczyć: z początku okrążamy się niepewnie, a potem atakujemy według wskazówek instruktora. Po półtoragodzinnej sesji opływam potem i dyszę ze zmęczenia, ale moja technika ulega znacznej poprawie. Mamy jeszcze cztery godziny, podejmuję szybką decyzję o węzłach. Instruktor stanowiska jest niesamowicie miły. Uczy mnie kilku przydatnych pułapek z liny, a mniej więcej w środku wykładu dołącza się do nas Sillar. Jest bardzo pojętna, ma zgrabne ręce. Czwórka jako Dystrykt Morski musi się znać na węzłach do sieci rybackich. Obserwuję jej sposoby i powtarzam je, więc w końcu obie zyskujemy kilka umiejętności. Rozmawiamy przy tym, co prawda o błahych sprawach, ale jednak poprawia mi to humor. Sillar jest miłą, inteligentną rozmówczynią, więc następne stanowiska - zapasy i walkę trójzębem – zaliczamy razem.
  Po zakończeniu szkolenia wracamy do apartamentu i odbywamy kolację z Fran, Lyxis i Driffem, stylistą Callana. Johanna przychodzi spóźniona o pół godziny i wypytuje nas o szkolenie.
-Jutro będą prezentacje- oznajmia, popijając leniwie czerwone wino.- Pamiętajcie, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony. Wiem, na co was stać, więc spodziewam się od sześciu do ośmiu punktów. Nie zawiedźcie mnie. Callan?
 Kątem oka widzę mocno zaciśnięte wargi Callana. Wpatruje się w obrus i nie odpowiada.
-Callan?- ponawia Johanna, bez odpowiedzi. Odwracam się do niego.
-Callan?- pytam z niepokojem, aż w końcu podnosi na mnie wzrok. Wygląda na zaciętego w złości.
-Kiedy zamierzasz się pochwalić, co?- warczy. Unoszę brwi. Cały dzień zachowuje się dziwnie, nie rozmawia ze mną, teraz się wścieka. Mimo najszczerszych chęci nie potrafię go rozgryźć, ani powstrzymać rosnącej irytacji.
-Czym mam się chwalić?- silę się na spokój, ale wzburzenie kołysze mną jak statkiem podczas sztormu. Johanna wodzi wzrokiem ode mnie do niego, Fran i cała reszta umilkła, zainteresowana dalszym rozwojem wydarzeń.
 Callan śmieje mi się prosto w twarz, sucho, z goryczą.
-Swoją śliczną nową sojuszniczką!
 Czuję się, jakby uderzył mnie obuchem w głowę.
-Jaką sojuszniczką?- mimowolnie podnoszę głos.
-Bliźniaczką z Czwórki, chyba, że masz jeszcze jakieś inne, mniej jawne sojusze- odpiera wrzaskiem. Mam ochotę rzucić się na niego z pazurami, ale powstrzymuję nagły napad agresji.
-Nie jest moją sojuszniczką-syczę.- Po prostu rozmawiałyśmy.
-Jakie sojusze?- pyta Johanna i wydaje się, że to przepełnia czarę. Callan zaczyna wymachiwać rękoma, Lyxis wrzeszczy coś w moją stronę, Johanna rozbija kieliszek, Fran piszczy z przerażenia. Cisza zapada dopiero wtedy, kiedy zaczynam wyć i zagłuszam ich wszystkich. Kończę dopiero, kiedy Callan siada. Wściekłość rozpiera mnie od środka.

-Mam gdzieś, co wy myślicie! Nie zabronicie mi z nią rozmawiać! Nie jestem w nią sojuszu, nie obchodzi mnie, co sobie ubzdurałeś! Tylko jedna osoba w tym przeklętym miejscu mnie rozumie, i ma na imię Sillar.
 Trzaskam drzwiami od pokoju i rozkoszuję się ich echem.

***

Godzinę później słyszę trzecie pukanie do drzwi. Pierwsza była Fran, druga Lyxis, ale z żadną z nich nie chciałam rozmawiać. Tym razem mówię:
-Proszę.
 Szuranie o podłogę, ugięcie się łóżka pod ciężarem ciała.
-Wiesz, dlaczego był taki wściekły?
Zerkam tylko kątem oka.
-Nie.
-Bo chciał mieć sojusz z tobą i tylko z tobą.
 Po raz drugi tego dnia czuję się ogłuszona. Johanna ma rację.
-Ufa mi- mówię cicho, wiedząc, że to prawda.
-I tylko tobie.

***
 Całkiem przejściowy, nic specjalnego się nie dzieje, ale takie rozdziały też są potrzebne. Chcę podziękować wszystkim, którzy komentują moje opowiadanie, to niezwykle dużo dla mnie znaczy i zachęcam innych czytelników, o ile takowi są, do wypowiadania swoich opinii. Mam nadzieję, że się Wam podoba.
I niech los zawsze będzie z Wami!


8 komentarzy:

  1. Wooow! Pożarłam Twojego bloga! Chcę dalej, dalej!!! Trzymam kciuki Suz! Wiem, że dasz radę! Za Ciebie również Vivienne Rosalie! Życzę weny i czekam ze zniecierpliwieniem! Dodałam Cię do linków polecanych! Musiałam! Ja również piszę o Johannie jako mentorce, ale ograniczyłam się do fandomu. Bez żadnych własnych postaci :( Trzymam kciuki za Ciebie i gratuluję pomysłowości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za miły komentarz, dodaję do linków i pozdrawiam ;). Na Twojego bloga chętnie wpadłam, skoro o Johannie... ;)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podobała scena z listami. Taka piękna i wzruszająca...
    Masz bardzo dobry styl, lekkie pióro. :)
    Podoba mi się postać Johanny. Jest dobrą mentorką, potrafi wspierać trybutów, którym się opiekuje. Padłam, gdy Jo powiedziała Lyxis, że tym razem nie będzie trybutów przebranych za drzewa :)
    Suz też przypadła mi do gustu. Jak napisała Emily Saws, Suz to zwykła dziewczyna. Podoba mi się jej charakter, że nie daje sobie w kaszę dmuchać :) Callan mnie zirytował w tym rozdziale. Mam nadzieję że da sobie spokój- jest zaborczy, choć i tak go lubię.
    Ja za to, jestem bardzo ciekawa, jak zakończysz swojego bloga :)
    Życzę dużo weny i oby los Ci zawsze sprzyjał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za takie miłe słowa!
      Oj, zakończenie, mam nadzieję, wszystkich zaskoczy! Callan już taki jest, dosyć zaborczy, dostaje to, czego chce... ale do czasu. ( Ja też go lubię!)
      Pozdrawiam :))

      Usuń
  3. Dopiero teraz komentuję, ale lepiej późno niż wcale.
    Rozdział świetny. Callan hmmm. Nadal nie wiem co o nim myśleć. Jak narazie go lubię. Zobaczymy co dalej.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też dopiero przeczytałam. Ale fajny pomysł z listami. I dobrze, że przejściowy, takie też trzeba pisać. No, kolejna rzecz której nie umiem ;) Czekam na następne rozdziały, o tym chyba pisać nie muszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;). Jak dla mnie najważniejsze jest potrafić szybko prowadzić akcję, a Ty to dobrze potrafisz!
      Pozdrawiam ;)

      Usuń