Rozdział 6.

W momencie, w którym pojawiam się na scenie, rozbłyskają światła reflektorów. Słyszę ryk tłumu, który szacuje teraz wzrokiem każdy skrawek mojego ciała, nie pozostawiając mi ani grosza prywatności. Przywołuję na twarz ćwiczony wcześniej uśmiech: szeroki, nieco zalotny, nieoczywisty uśmiech przyszłej zwyciężczyni Igrzysk. Tylko kilka kroków dzieli mnie od obitego aksamitem słynnego fotela, widzę już wyciągniętą w geście powitania wypielęgnowaną dłoń, a nad nią szczerzący się nienaturalną bielą garnitur nieskazitelnych zębów wielkiego celebryty Panem, Caesara Flickermana. Kątem oka widzę stojące za mną ogromne ekrany. Jeden z nich pokazuje scenę Dożynek, moment mojego pojawienia się na scenie, zbliżenie na twarz podczas wsiadania do pociągu, w końcu Paradę i ogromną dziesiątkę przy mojej twarzy. Wynik szkolenia. Jestem pewna, że padnie o niego pytanie. Ktoś robi mi zdjęcia z profilu, błysk aparatu powoduje piekący ból oka, ale nadal uśmiecham się jak słodka laleczka.
-Drodzy państwo, a oto i Suz Peterson, tegoroczna trybutka Siódmego Dystryktu!- wrzeszczy prowadzący i niemal wyrywa mi rękę z barku, unosząc ją gwałtownie do góry jakby w geście zwycięstwa. Potem prowadzi mnie na fotel.

***

Ale najlepiej byłoby zacząć od początku.
W momencie, kiedy otwieram drzwi, serce staje mi na kilka rozpaczliwie długich chwil, a potem powraca do uprzedniego rytmu niepewnie i chwiejnie. Kiedy cichy okrzyk zaskoczenia przebrzmiewa, pozostawiając po sobie nieprzyjemną, drażniącą ciszę, słyszę:
-Możemy porozmawiać?
Przez kilka sekund walczę z paradoksalną chęcią wyrażenia odmowy, ale tylko krztuszę w końcu:
-Tak. Myślę, że tak.
Odsuwam się nieco z przejścia, tak, aby mój gość mógł bez problemu wsunąć się do środka. Nadal otumaniona zamykam drzwi i ruszam za nim sztywnym, kaczym krokiem. Chcę zaproponować, żeby usiadł, ale robi to i bez mojej zachęty. Zajmuję miejsce obok i rzucam mu pytające spojrzenie, jednocześnie zachęcając, żeby zaczął mówić. Chrząka cicho i potem zaczyna dość oficjalnym tonem:
-Zapewne już wiesz, jak mam na imię.
-Nierozsądnie byłoby nie znać imion swoich przeciwników... Sillonie.- Wypalam, zanim zdążę ugryźć się w język. Na szczęście chłopak nie wygląda na urażonego, raczej na nieco rozbawionego. Wzrusza ramionami.
-Nie mogę nie przyznać ci racji, Suz. Jednak nie po to tu przyszedłem. Chodzi o Sillar.
Powoli kiwam głową, nadal nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. Gdzieś z boku chyłkiem przemyka się niska, płowowłosa awoksa. Rzuca nam zdziwione, nieco przestraszone spojrzenie, a potem znika w łazience.
-Widzisz, ja i Sil nie mamy przed sobą tajemnic. Nie jestem też ślepy i już przed rozmową z siostrą domyśliłem się, że zdążyłyście się... zaprzyjaźnić.
Gdzieś w sercu czuję słabe echo tłumionego gniewu. Najpierw Callan, teraz on. Traktują mnie jak wroga tylko dlatego, że nie chcę zachowywać się jak paranoiczka i trzymać się z daleka od wszystkich żywych istnień w Kapitolu. Wzruszam ramionami, bo czuję, że jeśli spróbuję się odezwać, nie zdołam zapanować nad ciętą odpowiedzią.
-Nie przyszedłem cię za to karcić, Suz. W gruncie rzeczy nie mam wpływu na to, co robisz, ale tu chodzi nie tylko o mnie. Tu chodzi o moją siostrę.
Na twarzy chłopaka, jeszcze do tej chwili spokojnej, pojawia się niespokojny grymas.
-Nie wiem, jaki masz w tym cel, nie wiem, czy naprawdę lubisz Sil, czy tylko udajesz. Wiem jedno. Nie mogę pozwolić, żeby jakiś sentyment do ciebie sprawił, że moja siostra straci czujność albo będzie mieć skrupuły na arenie.
Jego głos nieco cichnie, staje się bardziej proszący, niż rozkazujący.
-Proszę, spróbuj mnie zrozumieć. Wiem, że zrobiłabyś to samo, gdyby twój brat trafił na arenę. Zostaw Sil w spokoju. Jest zbyt wrażliwa i... po prostu...
Przed oczami tańczy mi jasna mgiełka łez. Złość i żal potrafią być zabójczą mieszanką.
Podźwigam się na nogi, czując się ciężka i nieporadna. Nic nie mówię, jedynie podchodzę do drzwi i otwieram je na oścież szybkim szarpnięciem.
-Wyjdź.- Mówię sucho, chociaż wszystko we mnie krzyczy. Chłopak nie rusza się z miejsca, jedynie patrzy na mnie jak na wariatkę.
-Wyjdź- powtarzam już nieco głośniej i dopiero to podrywa go na nogi. Mijając mnie w drzwiach, pyta:
-Więc się rozumiemy?
-Wyjdź.
Z trzaskiem zamykam za nim drzwi, a potem opieram się o nie i zamykam oczy. Będzie tak, jak chciał. Chcę wygrać te Igrzyska, ale nie zabrać innym szansę na to. Zostawię Sillar.
Kiedy budzę się rano, nadal leżę przy drzwiach, mięśnie mam obolałe, a oczy spuchnięte od płaczu.

***

Siadam na fotelu i rozpieram się na nim delikatnie. Taką taktykę ustaliłam rankiem z Johanną. Nie dać się stłamsić tym wszystkim obecnym na sali hienom. Trzymać głowę wysoko, ale jej nie zadzierać. Być szczerą, otwartą, jednocześnie nieco tajemniczą. Mam sprawić, że zaczną pojmować mnie jako swoją przyjaciółkę. Jakkolwiek mnie to nie obrzydza, wiem, że to jedyna szansa, żeby mnie polubili. Poprawiam poły ślicznej, granatowej sukienki z ciężkiego brokatu. Moja stylistka pracowała nad nią dzień i noc, o czym przypominała mi z wyrzutem na każdym kroku. Mimo tego, że rozkloszowany dół i gorset są naprawdę koszmarnie niewygodne, kreacja świetnie wygląda z wysokimi butami, delikatnym makijażem i zwiniętymi w niedbałe loki włosami. Wygląd miałam już zapewniony. Czas zadbać tylko o prezencję.


***
Moi drodzy, cóż ja mogę rzecz? Urywam w takim momencie, bo wywiad będzie długi, a nie chcę Was męczyć przesadną ilością tekstu. Już nawet nie muszę chyba mówić, że wstyd mi za tak długą nieobecność...? Jednocześnie zapewniam, że czytałam nowości na Waszych blogach ( które niedługo obszernie skomentuję!) i widziałam wzmiankę o kolejnej nominacji do Liebster Awards, za co wielce dziękuję!
Niech los zawsze Wam sprzyja! :)