Postanawiam z nim porozmawiać.
Następnego dnia wstaję wcześniej
i kieruję się do jego sypialni. Bezszelestnie uchylam drzwi i wsuwam głowę do
środka.
-Callan?
Łóżko jest pościelone,
nieskazitelne. Pokój ma błękitne ściany z dużymi szybami i emblantem Kapitolu,
na podłodze leży ogromny dywan na planie koła. Pomieszczenie jest jednak puste,
nie licząc młodej, sprzątającej podłogi awoksy. Ze wstydem rozpoznaję w niej
dziewczynę, na którą nakrzyczałam dwa dni temu. Na chwilę nasze spojrzenia się
krzyżują, a potem ona podrywa się szybko i miga jasnymi włosami, mijając mnie w
drzwiach. Przygryzam wargę i delikatnie przymykam drzwi pokoju.
Następny przystanek to łazienka,
pusta.
Jadalnia. Stół bogato zastawiony,
nakryty jedwabnym obrusem, nieskazitelne sztućce. Callana nie ma.
Salon. Ślady odgnieceń na
poduszkach wskazują na czyjąś obecność w tym miejscu jakiś czas temu. Dotykam
ich. Już nie są ciepłe. Wzdycham z irytacją. Musiał odejść dawno temu.
Nie mam pojęcia, gdzie ten
chłopak mógł się podziać. Z rozgoryczeniem opadam na kanapę, a misternie
ułożony kok natychmiast zamienia się w ruinę splątanych kosmyków. Przymykam
oczy, z nadzieją, że uda mi się zasnąć. Niepotrzebnie wstałam tak wcześniej,
skoro i tak nie przyniosło to pożądanych efektów. Balansuję na granicy jawy i
snu, gdy nagle słyszę ostry chrzęst i słabo stłumione tupnięcie. Otwieram
szeroko oczy i podrywam się na nogi.
-Callan!
Jasne włosy przylepiają mu się do
czoła, zielonkawe oczy patrzą nieufnie.
-Suz.
-Możemy porozmawiać?- pytam,
jednocześnie próbując zgadnąć, co robił. Jasna koszula przylega mu do pleców,
czarne spodenki pogniotły się wyraźnie. Zapewne długotrwały wysiłek fizyczny.
Mocne buty i zaczerwienione policzki pasują do tej koncepcji.
Wzrusza ramionami.
-Tak, jasne.
Wskazuję mu miejsce koło siebie,
w głowie mam pustkę. Rozpaczliwie próbuję dobrać słowa, kiedy ciężko opada na
miękkie siedzenie.
-Wiesz, chciałabym… Chciałabym
powiedzieć ci, że Sil.. trybutka z Czwórki nie jest moją sojuszniczką. Nawet
się nie przyjaźnimy. Po prostu zdarza nam się rozmawiać, nie wiedziałam, że
będziesz zły. Nie chciałam, żebyś tak to… przyjął.
-To ja powinienem cię przeprosić.
Zachowałem się głupio.
Z trudem nie potwierdzam.
-Czyli między nami w porządku?-
pytam, wyciągając do niego rękę. Chcę potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze.
Tak jak na początku. O ile w tej sytuacji cokolwiek można uznać za dobre.
Callan krzywi się lekko, ale
zaraz po tym na jego twarzy pojawia się coś na kształt uśmiechu.
-W porządku- potwierdza. Ściska
mi rękę zdecydowanym gestem.- Jestem właśnie po treningu, musiałem się jakoś
odprężyć. Nie spałem całą noc. Może chcesz się przyłączyć?
W jego głosie pobrzmiewa wahanie
i nieśmiała prośba.
Zgódź się.
-Chętnie.
***
W dniu prezentacji cała
dwudziestka czwórka trybutów czeka na ciasnym korytarzyku prowadzącym do sali
treningowej, wcześniej odpowiednio przygotowana na pokazy. Wyniki poznamy w
programie Caesara Flickermana tego popołudnia. Johanna tłumaczyła nam znaczenie
punktacji. Od jednego do czterech punktów to wyniki słabe, osiągane najczęściej
przez pozbawionych sił trybutów, lub tych, którzy zamierzali skrywać swoje prawdziwe
umiejętności pod maską bezradnych i łatwych do zniszczenia dzieciaków. Właśnie
w ten sposób Johanna podczas swoich Igrzysk oszukała innych trybutów, aby potem bezlitośnie zamordować ich siekierą i zająć miejsce zwycięzcy.
Od pięciu do ośmiu punktów to
wyniki przeciętne i dobre. Osiągało je większość trybutów oraz niektórzy
zawodowcy. Natomiast od dziewięciu do dwunastu punktów osiągali najlepsi z
zawodowców. Nikomu w historii nie udało się jednak zyskać na prezentacji
indywidualnej więcej niż dziesięć punktów. Dziesiątka to najwyższy poziom,
najbardziej wyszkoleni zabójcy, najbardziej zacięci na zwycięstwo zawodnicy.
Miałam pewność, że nie znajdę się w tej grupie.
-Alicente Freshet, Dystrykt Szósty-
oznajmia stonowany kobiecy głos. Czarnowłosa piętnastolatka wstaje z krzesła,
przygładza kombinezon, mruży jasnoszare oczy. Jej bladość tylko podkreśla
ciemnie piegi na nosie i policzkach. Drzwi zamykają się za nią z szelestem.
-Po niej czas na mnie- mruczy
Callan. On też jest nienaturalnie blady, włosy ma gładko przyczesane. Zaciska i
rozkurcza ręce w znanym tylko sobie rytmie.
-Dasz radę- odpowiadam mu
szeptem. Ręce spływają mi potem.- Mówiłeś o walce wręcz. Pokaż im. Udowodnij,
ile jesteś wart.
Rozlega się sygnał.
-Callan Hill , Dystrykt Siódmy!
-Dziękuje- szepcze chłopak.- Tak
zrobię.
Gdy wstaje, wygląda na pewnego
siebie, choć lekko drżą mu ręce. Kieruje się do wejścia i znika za nimi. Zęby
szczękają mi lekko z nerwów. Co będzie, jeśli źle wypadnę? Czwórka chyba nie
przysporzy mi sponsorów. Czy jest cokolwiek, co mi ich przysporzy? Nie wyglądam
na najlepszy wybór zwycięzcy. Nie jestem ani zbyt wysoka, ani umięśniona, nie
mam bezczelnego wyrazu twarzy, nie pochodzę z Jedynki. Zapewne nawet na mnie
nie spojrzą. Zapewne? Na pewno. Prezentacja niczego nie zmieni, niczego.
-Suz Peterson, Dystrykt Siódmy!
Ciekawe jak poszło Callanowi.
Wstaję, czując na sobie ciężkie spojrzenia pozostałych trybutów, którzy zapewne
życzą mi jak najgorzej. Nie mam im tego za złe. Ja też wybitnie ich nie
wspieram. Światła mocnych świetlówek oślepiają mnie w pierwszym momencie.
Poprawiam kombinezon, wycieram ręce, robię krok w przód, kiedy drzwi zamykają
się za mną. Nie ma już drogi ucieczki.
Witają mnie obojętne spojrzenia
widzów. Rozpoznaję kilku z nich; Samanthis Rellax, pomocnica Snowa. Seneca
Crane. Dan Danarius. Krok do przodu, jeszcze jeden, jeszcze.
Przygotowali mi wszystko. Na wypolerowanym
gładko stole leżą idealne noże. Wybieram jeden z nich, ważę go w dłoni. Ma
wygodną rękojeść, jest lekko ząbkowany i dobrze wyważony. Zaciskam go mocniej w ręce i biorę głębszy oddech. Przedstawienie czas zacząć.
Wkraczam na tor, starając się robić
wrażenie pewnej siebie zabójczyni. Odliczam w myślach do trzech i robię
przewrót, wbijam ostrze w serce pierwszego manekina. Zrywam się do biegu,
rzucam nożem i trafiam ponownie w sam środek tarczy. Wyszarpuję nóż, skaczę po
linach, pokonując kolejnych przykładowych przeciwników. Zbliżam się do końca,
serce przyspiesza mi, bije jak oszalałe. Czas na najtrudniejszy element.
Ostatni przewrót, półobrót i odwracam się twarzą do widzów. Rzucam do tyłu i
oddycham płytko. Słyszę kilka oklasków, kiedy odwracam się na pięcie. Sam
środek. Idealnie. Udało się. Kłaniam się lekko, kilka kosmyków wypada mi z
kucyka i opada na oczy.
-Może pani wyjść, panno Peterson.
Dziękujemy.
Może mi się zdaję, ale chyba w
jego głosie pobrzmiewa nutka podziwu.
***
Kiedy nadchodzi czas ogłoszenia
wyników prezentacji, zasiadamy na kanapie, ledwo mieszcząc się na niej w
szóstkę. Punktualnie czarny płaski ekran rozjarza się godłem Kapitolu, w tle
słychać hymn. Na ekranie pojawia się twarz Caesara. Jak zwykle uśmiechnięty
prezenter ma teraz seledynową perukę i usta pomalowane szminką w tym samym
kolorze. Z niepokojem wysłuchuję jego przemowy i wzdycham cicho, kiedy
przechodzi do wyników.
-Brade Straightman, dziesięć punktów!
Chłopak z Pierwszego Dystryktu
uśmiecha się krzywo na ekranie telewizora. Ciemna grzywa włosów opada mu na
jasnozielone oczy.
Dziewczyna z Jedynki i para z
Dwójki też dostaje dziesiątkę, dziewczyna z Trójki zagarnia piątkę, chłopak z
tego samego dystryktu siódemkę.
-Sillon Hightree, sześć!
Brat bliźniak Sillar otrzymuje
całkiem niezły wynik. Na jego ustach gości delikatny uśmiech, szare oczy
błyszczą mu pewnością siebie, włosy ma rozwiane na wszystkie strony.
-Sillar Hightree…
Mimowolnie zaciskam kciuki.
-Siedem!
Oddycham z ulgą. Siedem to
całkiem niezły wynik. Wystarczający, żeby zyskać sponsorów. Piątka i Szóstka
mija jak z bicza strzelił.
-Callan Hill, osiem!
Wszyscy zaczynają klaskać, kiedy
na ekranie pojawia się jego zacięta twarz.
-Brawo- mówię, ściskając go
lekko. Zasiadamy znów przed ekranem w oczekiwaniu na mój wynik.
-Suz Peterson….
Serce bije mi szybko, zaciskam
palce na kanapie, ramię Johanny naciska na moje w bolesny sposób.
-Dziesięć, znakomicie, panno
Peterson!
Przez chwilę milczymy jak
zaklęci, próbując przetrawić te słowa. Potem Lyxis zaczyna piszczeć, Fran rzuca
mi się na szyje, Johanna klaszcze, a Callan gratuluje mi głośno.
-Dziesięć!- wrzeszczę, bliska
płaczu z radości. Nawet nie marzyłam o takim wyniku. Rzucam się Fran w ramiona,
śmiejemy się głośno. Nie słucham dalszych wyników, zbyt oszołomiona własną
radością. Cała kolacja mija nam na radosnych pogawędkach, planujemy taktykę,
rozmawiamy o sponsorach, rozmowie w programie Caesara. Jest już późno, kiedy
wszyscy wychodzą. Myję się, przebieram w piżamę i wyglądam przez okno, kiedy
nagle słyszę pukanie do drzwi. Podrywam się lekko. Nie spodziewałam się nikogo,
Callan też raczej nie, skoro nawet nie wyjrzał z pokoju. Zapewne Johanna znów
nie może zasnąć. Otwieram bezszelestnie drzwi i wydziera mi się krótki okrzyk.
-Możemy porozmawiać?
To nie jest Johanna.
***
Drodzy Czytelnicy, dziękuję za liczbę odwiedzin, która osiągnęła już 402! To dla mnie niezwykłe wyróżnienie, naprawdę! Nie wspominając już o komentarzach, które dają mi wiele energii do pisania. Mam nadzieję, że nie zawiódł Was ten rozdział. Co o nim sądzicie?
I niech los zawsze Wam sprzyja!