Rozdział 2.



Zamykam się w swoim przedziale i wychodzę tylko na posiłki. Mama wrażenie, że nikt nie ma nic przeciwko temu, może oprócz Fran. Ale chyba nie jest ona na tyle głupia, żeby sądzić, że cieszy mnie perspektywa areny i Kapitolu. Johanna też daje mi spokój, odwiedziła mnie może dwa razy, głównie po to, żeby zaprosić mnie na obiad lub rzucić, ile jeszcze czasu do końca podróży.  
  Z Callanem nie mam kontaktu aż do ostatniego dnia trzydobowej podróży. Późnym wieczorem wchodzi do mojego przedziału, włosy ma w nieładzie, a jego oczy promieniują zmęczeniem.
-Pomyślałem, że może zechcesz obejrzeć ze mną dożynki w innych dystryktach- rzuca swobodnie.- Chyba lepiej od razu poznać przeciwników.
-Jasne- zgadzam się i pokazuję miejsce koło siebie. Callan zamyka za sobą drzwi przedziału i siada koło mnie, a to wszystko tyle potęguje moją pewność, że nie zdołam zabić go na arenie. Włączam telewizor, a Callan nastawia go odpowiednio. Po chwili relacja zaczyna się. Mimo wysiłku nie jestem w stanie zapamiętać ich wszystkich. Wysoki, ciemnowłosy chłopak z Jedynki. Złotowłosa, drobna ochotniczka z Dwójki. Piętnastoletnie bliźnięta z Czwórki, dzieci burmistrza, który zwiesza głowę i bezsilnie łka, kiedy ciągną ich do Pałacu Sprawiedliwości. My z Siódemki. Obserwuję siebie na ekranie, jakbym patrzyła na życie kogoś innego. Widzę szlochającą Gersi i zbiera mi się na płacz, ale tylko zaciskam zęby. Płacząca dwunastolatka z Dziewiątki. Rudy chłopak z Dziesiątki, osiemnastolatek. Barczysty czternastolatek z Jedenastki. Krucha, ciemnowłosa trzynastolatka z Dwunastki o imieniu Gemmie. Oni wszyscy muszą zginąć, jeśli chcę wrócić. A chcę. Muszę.
  Callan komentuje niektórych trybutów, ale kiedy przychodzi czas na Siódemkę, milknie, i odzywa się dopiero po zakończeniu programu.
-Nieźle, co?- pyta cicho. Nie odpowiadam, więc ciągnie.- Wiesz, Suz, kiedy patrzę na ochotników, zastanawiam się, co dobrego oni w tym widzą. W zabijaniu. W tym, że mogą nie powrócić, albo powrócić zniszczeni psychicznie. I wtedy nasuwa się myśl, dlaczego Kapitol to robi? Jacy muszą być ludzie czerpiący radość z oglądania brutalnych morderstw kilkunastolatków? Czy widok drżącej w kałuży krwi dziewczynki, która błaga o litość, sprawia im przyjemność? Jak można skazywać na śmierć niewinne dzieci?- wstaje z miejsca i zaczyna krążyć po pokoju.- Wiesz, czasem cieszę się, że to ja zostałem wybrany, a nie któreś z małych, wychudzonych dzieci sąsiadów.
-Ja martwiłam się o moją siostrę- mówię po chwili, ledwo rejestrując to, że otworzyłam usta.- Ma na imię Christy i ma trzynaście lat. Nie dałaby sobie rady. Nie umie skrzywdzić nawet muchy.
-Ja też mam siostrę. Agnese, czternaście lat. Bardzo ją kocham.
  Patrzymy się na siebie przez dłuższą chwilę, w głowie mam totalny mętlik i niemal żałuję, że się przed nim otworzyłam. W przedziale zapada okropna, przytłaczająca cisza, aż w końcu słyszę stłumiony głos chłopaka.
-Nie skrzywdzę cię na arenie, Suz. Przysięgam. Jesteś jedyną osobą, której kibicuję oprócz siebie.
 Czuję, jakby mnie uderzył. Robi mi się gorąco.
-Dziękuje- szepczę. Kiwa głową.- Cal, obiecaj mi, że jeśli wrócisz… zaopiekujesz się Christy i moją rodziną. Teraz, kiedy mnie z nimi nie ma, straciły moje zarobki z szycia. Nie wiem, czy mają co jeść. Obiecaj mi, że się o nie zatroszczysz. Że nie pozwolisz im głodować.
  Nie wierzę, że to powiedziałam.
-Obiecuję.
   Zamyka za sobą drzwi przedziału tak łagodnie, że wręcz bezgłośnie.
***
  Na peronie w Kapitolu dostajemy eskortę, która oddziela nas od rozwrzeszczanego tłumu. Kapitolińczycy są chyba najdziwniejszymi ludźmi, jakich zdarzyło mi się spotkać. Wszystko w nich jest jaskrawe, przerysowane, nienaturalne, ich ciała krzyczą. Próbują mnie dotknąć, skandują moje imię, klaszczą i wrzeszczą, a ja mam ochotę się do nich dołączyć. Brakuje mi tchu, ale nie śmiem ich odpychać, tych dłoni pełnych pierścionków i tatuażów, które dotykają mojej sukienki, szarpią za włosy. Kiedy docieramy do Ośrodka, oddycham z ulgą.
-Dostaniecie wspólny apartament na poziomie siódmym- szczebiocze Fran, machając dookoła dłońmi.- Poziom siódmy dla Dystryktu Siódmego, czyż to nie pomysłowe?
-Nie mogę jej znieść- słyszę syk Johanny w moim prawym uchu i wybucham śmiechem. Fran patrzy na mnie jak na przestępczynię, ale zaraz na jej twarzy znów gości sztuczny uśmiech. Popycha nas do ekspresowej windy, lądujemy na piętrze siódmym. Kiedy otwierają się przed nami drzwi apartamentu, oszałamia mnie jego wielkość. Nigdy nie widziałam czegoś tak ogromnego. Mój dom był raczej skromny, jedno piętro i stryszek, na którym spałam z Christy. Meble odziedziczone po kimś lub wystrugane z przydziałowego drewna przez tatę, w najlepszym razie nieco nierówne lub twarde. Tu wszystkie rzeczy są smukłe i doskonałe, pełne przepychu. Przesuwam dłonią po miękkim obiciu fotela, dotykamy ramy okiennej i patrzę w dal. Niebo powoli ciemnieje, ale światła Kapitolu zabijają wszelkie piękno płynące z wieczoru. Czuję obecność Callana koło siebie.
-Kolację zamawiacie klikając na guzik przy drzwiach!- informuje nas Fran, wychodząc wraz z Johanną. Opuszczam ramiona i lekko wzdycham. Brakuje mi Christy, Gersi, rodziców, znajomego zapachu sośniny i papieru, delikatnego dotyku mojej własnej pościeli, znajomego kurzu na przedramionach.
-To miejsce nie ma duszy- rzucam, ale Callana już ze mną nie ma. Jedynie wszechobecne awoksy to słyszą, ale one nie potrafią mi odpowiedzieć. Zamawiam gorącą herbatę i wypijam ją powoli na miękkim fotelu. Powieki ciążą mi coraz bardziej, więc resztką sił odstawiam pusty kubek i zasypiam.
***
 Budzę się w środku nocy, gardło mam zeschnięte na wiór, wszystkie mięśnie napięte, po twarzy spływa mi pot, a wszystkie poduszki walają się wokół fotela. Słyszę czyjejś zaspane ziewnięcie i kroki.
-Suz? Suz?
  Trzęsę się cała, więc nie odpowiadam. W gardle stoi mi ogromna kula, która tylko czeka, aż wybuchnę płaczem.
-Suz!
   Całe pomieszczenie zalewa światło, a Callan rzuca się w moją stronę.
-Suz, na litość, powiedz coś!- prosi, ale ja tylko potrafię szczękać zębami. Otwieram usta i wydobywa się z nich słaby jęk.
-Suz…?
-Nic mi nie jest- chrypię w końcu i wstaję gwałtownie. Jeszcze nigdy nie śniło mi się nic tak okropnego i realistycznego. Widziałam siebie, jak uciekam przez pustynię w podartej sukni z dożynek, a za mną biegnie zgraja ludzi, w tym Christy, która chce mnie zabić. W końcu ktoś mnie dopada, rzuca na ziemię i dziurawi nożem. Krzyczę z bólu, a  wtedy osoba przeistacza się w mojego tatę, który podrzyna mi gardło i zabiera się za Gersi. W tym momencie się budzę. Czuję uścisk Callana na przedramieniu.
-Hej, spokojnie, to tylko sen, Suz- mówi łagodnie, ale ja wyrywam rękę z jego uścisku.
-Sen, który stanie się prawdą na arenie- warczę i wstaję. Napotykam pusty wzrok awoksy, młodej kobiety z jasnym warkoczem.
-Nie patrz się na mnie!- krzyczę, gardło mam spuchnięte i obolałe od długiego krzyku. Odwraca się ode mnie natychmiast, a ja pół biegnę do swojego pokoju i trzaskam drzwiami. Mam wrażenie, że żyję życiem kogoś innego, że mnie nie mogło to spotkać. Nie mnie. Ja tu nie pasuję, moje miejsce jest daleko stąd. Próbuję się modlić, ale nie potrafię. Nie potrafię też zasnąć w obawie prze następnym koszmarnym snem.  Mocniej okrywam się kołdrą i czekam na nastanie ranka, kiedy to budzi mnie rozświergotana Fran.
-Wstajemy kochanie, wstajemy! Już czas na śniadanie, a potem niespodzianka!
  Od zawsze nienawidzę niespodzianek, a już szczególnie takich, w których karteczka z moim imieniem informuje mnie, że zostaję wysłana na rzeź. Mimo to wstaję, aby machinalnie zjeść śniadanie, umyć się i przebrać. Następnie zostaję przetransportowana na Centrum Odnowy, gdzie grupa wyszkolonych Kapitolińczyków ma zamienić mnie w bóstwo, które pokochają sponsorzy. Zostaję wysłana do sali, gdzie już czeka na mnie trójka dziwadeł: dwie kobiety i jeden mężczyzna, choć mam co do  jego płci wątpliwości.
-Jesteśmy twoją ekipą przygotowawczą, a ja mam na imię Nemnya- mówi pierwsza postać, ściskając mi dłoń. Ma krótkie, nastroszone błękitne włosy i masę złotych kolczyków na twarzy.
-Riya- przedstawia się kobieta o długich, platynowych włosach i jasnoróżowej cerze.
-Tred- mówi ostatnia osoba, zgodnie z przewidywaniami, mężczyzna. Ma fioletowe włosy splecione w warkoczyki i przejrzysto szare oczy, przerażające mnie chyba najbardziej. Od razu przechodzą do rzeczy, gruntownie mnie myją, nawilżają, pozbawiają zbędnych włosów i malują, nie przestając wesoło rozmawiać. Nemnya rozczesuje mi włosy i zaplata je w gładkiego kucyka, Riya maluje mi paznokcie w grantowe zawijasy, a Tred pokrywa mi twarz cienką warstwą pudru i błyszczyka. Gdy uznają, że jestem gotowa, zostawiają mnie samą w cienkim, błękitnym szlafroczku i zapraszają moją główną stylistkę.
  Lyxis okazuje się niską, szczupłą kobietą o jaskrawoczerwonych włosach i mocnym zielonym makijażu. Delikatnie ściska mi dłoń.
-Suz, o ile się nie mylę?- pyta melodyjnym głosem, a ja potakuję skinięciem głowy, bojąc się rozmazać błyszczyk przy mówieniu.
-Będę cię przygotowywała do parady trybutów, która odbędzie się nazajutrz- oznajmia mi rzeczowo, po czym zaczyna mnie okrążać drobnym kroczkiem.- Dziś jestem tu tylko na konsultacje.
  Po chwili wzdycha, a ja okrywam się mocniej połami szlafroka. Czuję się niesamowicie nieswojo, paradując przed kimś obcym w skąpym stroju.
-Jesteś taka chuda- mówi z żałością.- Taka chuda. Nawet szlafrok na tobie wisi.
 W Dystrykcie Siódmym nam się nie przelewa. Nie jesteśmy co prawda tak skrajnie biedni jak Dwunastka, ale nie jesteśmy też skrajnie bogaci jak zawodowa Jedynka. Nasi mieszkańcy nie chodzą głodni, ale rzadko też mamy pełne brzuchy.
-To tradycja, aby trybuci reprezentowali swój dystrykt strojem, a wy wytwarzacie papier, więc…
  Drzwi otwierają się z trzaskiem, a ja widzę znajomo zmarszczone groźnie czoło.
-Nawet nie myśl o tym, żeby przemienić Suz w drzewo- warczy Johanna, a Lyxis wyraźnie cierpnie mina. No to pięknie. 

***
Rozdział nieco dłuższy niż poprzedni. Jak Wam się podoba nowy szablon? 
Niech los zawsze będzie z Wami.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się, podoba :) Masz talent dziewczyno.
    Po pierwsze gratuluję dwóch świetnych rozdziałów. Wszystko brzmi realistycznie, z łatwością stanęłam na miejscu Suz.
    Po drugie masz naprawdę wspaniały szablon.
    Po trzecie dziękuję za wstawienie mojego bloga do linków i miłe komenty

    Czekam na dalszą część.
    Pozdrawiam

    P.S. Dodaję bloga do linków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, miło mi to słyszeć :). Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Podoba mi się ten blog. Przede wszystkim długość notki - wow, ja tak nie potrafię. I ogólnie akcja rozwija się w ciekawy sposób - twórczość, tak, to lubię. Już w poprzedniej notce, ta piosenka skradła moje serce. Dodaję twój blog do listy obserwowanych i zaglądać będę :3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa, to bardzo ważne, wiedzieć, że ktoś czyta to, co publikuję. Z chęcią zaraz wpadnę do Ciebie, pozdrawiam serdecznie :D

      Usuń